Pierwsze dni od powrotu z Pissouri czułam się wciąż jak zawieszona pomiędzy niebem a ziemią! Aż trudno było uwierzyć, że te dni naprawdę się wydarzyły, że nie był to tylko sen. Nie wiem, czy widziałam na Cyprze piękniejsze miejsca!
Po ostatnich moich powrotach do wspomnień o kempingu i upomnieniu się Henriemu o obiecany wyjazd pod namiot, postarał się o uzyskanie 2 dni wolnego z rzędu.
Zaczęłam więc poszukiwania pola namiortowego - jednak trochę się spóźniliśmy w czasie. Wiele kempingów było otwarte do końca sierpnia czy września a do innych autobusy dojazdowe były do ostatniego dnia września. Nasz wyjazd miał być 1 października 😉 Niewiele później, a jednak już trzeba było wymyślić coś innego. Obecnie podobno otwarte są 3 kempingi. Jednak udało mi się dodzwonić tylko do jednego z nich - w Gouvernors Beach. Tam mielibyśmy utrudniony dojazd - z przejściem wielu kilometrów z innej wioski do samego Gouvernors Beach i już przed 6 rano musielibyśmy wracać (przez autobus) albo iść pieszo do samego Limassol 12km. W sezonie kursuje tu autobus (do 30 września) i bez problemu można się dostać na plażę.
W nocy, w górach obecnie jest ok 8-10stC, więc nawet gdyby odpowiedzieli na mój telefon, to pewnie bym się dalej zastanawiała czy aby na pewno chcę w takim zimnie spać pod namiotem... Dla Henriego - to żaden problem.
Stwierdziliśmy, że chyba jednak na razie zrezygnujemy z kempingu, ale chcieliśmy wykorzystać okazję i wyrwać się z domu na co najmniej na jedną noc. Skorzystaliśmy więc z Airbnb i wyszukaliśmy noclegów na konkretne dwa dni. Szukaliśmy ich dość na ostatnią chwilę i na dane dni nie było już zbyt dużego wyboru. Podliczając koszty dojazdu autobusem (czy autobusami) i noclegu to w sumie gdziekolwiek byśmy się nie ruszyli w te dni, to cenowo wychodziło bardzo podobnie. Rozważaliśmy okolicę Agia Napy, Troodos, Paphos-Chlorakas, Polis i kilka innych. Do Agia Napy czy Paphos mielibyśmy dłuższy dojazd, kilkoma autobusami więc z tych niewielu dni stracilibyśmy też sporo czasu na dojazd. W Troodos najbliższe Airbnb było w Platres więc trzeba by było zejść do niego.
Henri pamiętał o tym, że kiedyś mówiłam o keszach na klifach w Pissouri i wspaniałych widokach, jakie widziałam na różnych zdjęciach. Poza tym on ma jakąś słabość do Pissouri. Nawet kiedyś mówił, że jakby miał kupić dom na Cyprze, to chciałby mieszkać właśnie w tej wiosce. Ok, decyzja więc podjęta 😄 Jedziemy do Pissouri!
Wieś Pissouri jest czarującą miejscowością w dystrykcie Limassol. Znajduje się w połowie drogi pomiędzy Limassol a Paphos (po ok 34km).
Pissouri zamieszkuje prawie 2tyś ludzi i składa się z dwóch obszarów: wioski Pissouri i Pissouri Bay. Wieś Pisouri jest położona na wzniesieniu z przepięknymi widokami - z jednej strony na morze i z drugiej na góry Troodos. Otaczają ją winnice i rozległe lasy.
Pomimo upływu czasu i rozwoju, Pissouri zachowało swój tradycyjny klimat. Jeżeli zależy Tobie aby poczuć niezwykłą atmosferę spokojnego i nieśpiesznego życia na Cyprze to Pissouri jest najlepszym miejscem na to. Na wielu stronach piszą, że Pissouri jest kawałkiem raju i to jest dokładnie to jak my odczuliśmy to miejsce (zanim jeszcze przeczytałam takie opinie).
Dzień wcześniej Henri pracował do późna, a więc nasz wyjazd musiał być w godzinach popołudniowych. Tego dnia większość autobusów jeździła wg niedzielnego programu ze względu na święto państwowe - Dzień Niepodległości Cypru. Do Pissouri pojechaliśmy autobusem nr 70 spod starego szpitala, o godzinie 13.30.
Do wioski dojechaliśmy już ok. 14.10. Zadzwoniliśmy do Perrego, że jesteśmy już na miejscu i chwilkę na niego poczekaliśmy. Zabrał nas do naszego mieszkanka, gdzie mieliśmy przenocować.
|
Widok na Pissouri z naszego balkonu |
Przepakowaliśmy trochę nasze plecaki, abym nie musiała nieść nic poza aparatem, statywem i telefonem (Henri miał najpotrzebniejsze na wędrówkę rzeczy w plecaku). Wyszliśmy jeszcze na krótki spacer do centrum wioski, aby znaleźć jakiś sklepik i zrobiliśmy małe zakupy na śniadanie i kawę. Nasze mieszkanko było zaraz przy samym centrum, więc daleko wcale nie trzeba było iść i szukać.
W samym sercu wsi Pissouri znajduje się brukowany plac wokół którego znajdziesz wiele tradycyjnych, rodzinnych tawern, restauracji i barów. Zaraz obok placu (troszeczkę powyżej) dumnie stoi wspaniały gotycki kościół Apostoła Andrzeja. Poniżej niego znajduje się poczta. Obok niej tradycyjne kafenijo (Cafe Neo). Znajdziesz tu również dwa banki, supermarket i w pobliżu kilka sklepów spożywczych, piekarnię, dwie kliniki, nowoczesny amfiteatr i kilka kaplic. Pissouri ma również swój posterunek policji i stację benzynową.
Od głównego placu odchodzi wiele wąskich, klimatycznych uliczek ze starą, tradycyjną architekturą i obfitą zielenią. To czysta przyjemność zgubić się w ich labiryncie...
|
Kościół Apostoła Andrzeja (Apostolos Andreas Church) |
|
Spacer wąskimi uliczkami tradycyjnej wioski Pissouri |
|
Dynia piżmowa obok domu w wiosce Pissouri |
|
Kawiarenki w centrum wioski Pissouri |
Kilka minut i byliśmy z powrotem i mogliśmy ruszać na naszą wędrówkę 😃 Wyruszyliśmy troszkę po 15. Już się nie mogłam doczekać!
Wciąż było gorąco i słonko przypiekało. Dzień był przepiękny. Wioska od samego przyjazdu wydała nam się cicha, spokojna i bardzo sielankowa. Tutaj naprawdę czuje się ten brak pośpiechu... Wiedzieliśmy, że jak ruszymy na łono natury, to może być tylko jeszcze piękniej! I wcale się nie pomyliliśmy.
|
Wszędzie kwitną Bourgenville... |
W drodze do kaplicy Proroka Eliasza
Tego dnia spacerowaliśmy z zachodniej strony wioski. Większość trasy przebiegała na wysokości około 250 metrów n.p.m. (najwyżej na 299 metrów n.p.m. i najniżej 198 metrów n.p.m.).
|
Widok na południe na Zatokę Pissouri i domy mieszkalne w poblizu starej części wioski na wzgórzu |
Początek naszej drogi był najtrudniejszy, ponieważ z miasteczka droga wiodła dosyć stromo pod górę. Później było już trochę bardziej równomiernie i tylko momentami były ostrzejsze podejścia pod górę czy zejścia w dół. Kręte dróżki i pagórki zapewniały wspaniałe wrażenia estetyczne, a przepiękne krajobrazy wynagradzały każdy trud!
Skierowaliśmy się w stronę drogi Profitis Elias i nią szliśmy pod górę, wzdłuż północno-zachodniej krawędzi wzgórza - tam znajdowały się nasze dwa pierwsze kesze do odszukania. Na tym odcinku podziwialiśmy piękne widoki z północnej strony wzgórza - niżej położoną część miejscowości Pissouri, w kierunku autostrady i dalej gór Troodos.
|
Widok w kierunku północnym na dolne Pissouri |
W sumie już w samej wiosce było cicho i spokojnie a tutaj już w ogóle nie było słychać żadnych odgłosów typowo miejskich. Dzień był prawie bezwietrzny i tylko czasami można było usłyszeć jakiegoś ptaszka. Było dopiero po 15 więc wciąż jeszcze dosyć gorąco, ale szło się zupełnie przyjemnie.
|
Wpisywanie się do logbooka |
Mój uśmiech na ustach powiększał się z każdym kilometrem... Do pierwszego kesza musieliśmy się troszeczkę cofnąć, ponieważ podziwialiśmy każdy detal natury i krajobrazu i w ogóle zapomnieliśmy, aby sprawdzić na aplikacji, jak daleko jeszcze mamy do GZ (okolicy kesza - ground zero).
Po wpisaniu się do logbooka kesza szliśmy dalej szeroką drogą szutrową i wsłuchiwaliśmy się w niezwykłą ciszę.
|
Drogo prowadź... |
|
Henri czekający za mną na wzniesieniu |
|
Piękne drzewo karobowe - inaczej nazywane Szarańczyn strąkowy, karob, ceratonia (Ceratonia siliqua L.) |
|
I to jest uśmiech! Natura relaksuje i uśmiechy maluje... |
Wkrótce zaczął się płot jakiegoś starego gospodarstwa. Jak zwykle tego dnia, Henri szedł na przedzie i w pewnym momencie usłyszałam tylko "o-o" - właśnie dostrzegł luźno stojące konie, na samym środku drogi.
|
Jak z baśni... |
No i pojawiło się pytanie, czy mamy dalej iść? Czy można je minąć bez problemu, czy może ruszą za nami? Podobno konie ludzi nie atakują, chyba że się je przestraszy czy zagrozi, ale czy wiadomo jak one były wychowane, jakie mają doświadczenia z ludźmi?
Ten piękny, biały koń wystający spomiędzy drzew i przyglądający się nam wyglądał zupełnie magicznie... Zrobiłam mu zdjęcia i poszłam szukać kolejnego kesza. Po chwili podziwiania pięknego krajobrazu ruszyliśmy dalej.
Na poboczu dostrzegłam kotkę, która niestety zbyt szybko mi zwiała, kiedy chciałam ją sfotografować. Zaglądając za nią z drugiej strony płotu, znalazłam jeszcze jedną. Obie samiczki miały małe, od razu można po nich poznać... Sfotografowałam kicie i mogliśmy ruszać dalej.
Postanowiliśmy spokojnie przejść drugą stroną drogi, z dala od koni. W pewnym momencie zauważyliśmy bramę, która wyraźnie wskazywała, że znajduje się tutaj stadnina koni - Alexandros.
Nie mogłam się powstrzymać przed próbą sfotografowania pozostałych koni i zrobieniem im kilku zdjęć portretowych.
Już z dala słyszałam głosy kóz i mówiłam do Henriego coś, o tym ile różnych zwierząt tu spotkaliśmy i wspomniałam coś o psach. W momencie wypowiedzenia słowa "dog" wyskoczyły 2 wielkie psy i biegły w kierunku płotu. Henri już nie chciał ani chwili dłużej tam zostawać i mówił, abym przestała fotografować. Również chciałam się jak najszybciej oddalić, aby za bardzo nie wkurzyć psów - brama zamknięta, płot jest, ale kto wie, czy nie ma jakiejś dziury w płocie, którędy one wiedzą jak wyleźć?! Te psy w końcu po to tutaj są, aby pilnować swojego stada. Skąd miały wiedzieć, jakie mamy zamiary?!
Jednak mimo wszystko nie mogłam nie spróbować na szybkiego zrobić kilku zdjęć kozom...
W kolejnej oddzielonej zagrodzie były mniejsze kózki. Jedna z nich mnie zauważyła i od razu zwiała się schować. Z drugiej strony grupka małych kózek obserwowała mnie cierpliwie i kiedy zbliżyłam się w kierunku płotu, aby zrobić lepsze zdjęcie, to od razu uciekły, skacząc jak króliczki. Biedulki wystraszyły się.
Minęliśmy farmę, a mój uśmiech na ustach zrobił się od ucha do ucha... Uwielbiam zwierzęta! Gdyby nie fakt, że gospodarze je później zabijają dla pokarmu, to mogłabym i bardzo chciałabym mieszkać na wsi i zajmować się zwierzętami.
Poszliśmy dalej w kierunku kaplicy Proroka Eliasza, nieopodal której również miał być schowany jeden z keszy.
Już schodziliśmy w dół do kapliczki, kiedy usłyszałam dzwoneczki kóz... Ahh jak ja uwielbiam ten dźwięk. Mogłabym chyba cały dzień się w nie wsłuchiwać 😍 a może powinnam być pasterzem kóz? 😋
|
Kozy wyprowadzające się same na spacer :) |
Henri siedział i przyglądał się stadzie kóz wyprowadzającym się samemu na spacer. Było ich chyba setki. Szybko chwyciłam za telefon i nakręciłam krótki film, tak aby zarejestrować te dzwoneczki!
Po chwili odszukaliśmy geokesza i zeszliśmy do kaplicy Proroka Eliasza.
|
Znaleziony w pobliżu geocache |
Kaplica Proroka Eliasza
|
Wykuta w skale kaplica Proroka Eliasza (Prophet Elias Chapel) |
W 1960 roku została wykuta w skale na zbocza wzgórza pokrytego sosnami. Później w 2002 roku była odnowiona. W jej wnętrzu znajdują się bardzo starożytne malowidła naskalne.
Z tarasu, na którym znajduje się kaplica, rozpościera się przepiękny widok na wioskę poniżej i na starą drogę z Limassol do Pafos.
|
Henri zachwycający się krajobrazem |
Henriemu bardzo spodobał się ten widok i powiedział, abym wyobraziła sobie jak mieszkałoby się, w miejscu z takim widokiem...
Dalej poszliśmy prosto drogą koło kapliczki, aby zobaczyć kilka ciekawych elementów krajobrazu i kolejno wspiąć się na górę, stromą drogą.
|
Pionowa ściana skalna, wymyta przez wodę |
|
Bardzo strome podejście pod górę... Na zdjęciu to wygląda dużo łatwiej niż tam na żywo! |
Na szlaku Genesis Aphrodite
Skierowaliśmy się na południe i dotarliśmy do gaju drzewek świętojańskich (carob tree).
|
Uwielbiam spacerować po takich drogach |
Do tej pory po drodze widzieliśmy głównie sosny i czasami jakieś pojedyncze drzewka karobowe a teraz idziemy ścieżką przechodzącą przez pole pełne drzewek karobowych i tylko czasami pojedyncze drzewka sosnowe. Tego typu miejsca kojarzą mi się z obrazem biblijnego raju... Kiedyś z koleżankami znalazłyśmy podobne miejsce i nazwałyśmy je "naszym rajem" (
our paradise). Henri powiedział:
"Widzisz, teraz znalazłaś swój raj!" i szczerze mówiąc - tutaj podoba mi się jeszcze bardziej! Szkoda tylko, że kozy jeszcze dzisiaj tutaj nie doszły...
|
Sama radość na twarzy! |
Przez całą drogę miałam ogromny uśmiech na ustach! Mimo że momentami było ciężko i byłam zmęczona, ale wciąż się uśmiechałam. Henri z wielką przyjemnością mi się przyglądał. Mówił, że nic innego tylko wywieźć mnie gdzieś w naturę!
Po znalezieniu kolejnego kesza wchodzimy na drogę, która łączy się ze szlak pieszym "Genesis Aphrodite"(cały szlak 4,5km). Nie przeszliśmy jej całej, ale dosyć sporą jej część (2,4km).
Jeżeli jesteś zainteresowany tym szlakiem pieszym, czy też innymi z 8 znajdujących w okolicach Pissouri, możesz znaleźć ich mapki i opisy na stronie
Choose Your Cyprus.
Na polach wokół rosło pełno takiej roślinki:
|
Urginia morska (Drimia aphylla, gr. Αβρόσσιλλα) synonim: Drimia Maritima |
Już tylko kilka kroków i pokazał się nam błękit morza za przeciwległymi wzgórzami.
|
Jedne z pierwszych morskich widoczków ze szczytu |
Patrząc w kierunku południowo-zachodnim tylko przez okulary można było dostrzec taflę wody i jej poziom. Słońce już było dosyć nisko i silnie odbijało się na powierzchni wody.
|
Lśniąca tafla wody... |
|
Górzysty, dziki krajobraz na szlaku "Genesis Aphrodite" |
W pewnym momencie nasza ścieżka zatacza U-turn i doprowadza nas do krawędzi wzgórza. Widok, który mamy przed sobą wprawia nas w omienie! Zatrzymujemy się na dłużej, aby podziwiać niesamowite formy pobliskich wzgórz. Bardzo szybko naszą uwagę przykuwa pęknięcie ziemi, rozstęp pomiędzy wzgórzami. Wygląda to jakby siłą, ktoś próbował rozdzielić od siebie wzgórza, rozerwać je... Czyżby to efekt trzęsień ziemi? Rozejścia się płyt tektonicznych? Czy też może wymyty grunt?
|
Zapierająca dech w piersiach sceneria z głęboko popękaną ziemią w wyschniętym korycie rzeki |
|
Szczeliny w ziemi |
|
Próba oceny głębokości |
Pisząc ten post, dla pewności skontaktowałam się z Cypryjskim Wydziałem Badań Geologicznych (Cyprus Geological Survey Department) i poinformowali mnie, że pęknięcia te są wynikiem erozji wodnej spowodowanej oderwaniem i transportem gleby przez opady deszczu.
|
Zobaczmy co jest za zakrętem... |
Trzeba było ruszyć dalej... wystarczy fotografowania 😂 Henri mówił, że przez moje zdjęcia poruszaliśmy się z prędkością 1km/h, że co kilka kroków robię wiele fotografii. Ale co ja mogę na to poradzić, jak światło się cały czas zmienia i pewne, nawet takie same widoki wciąż wyglądają zupełnie inaczej... Inna perspektywa, inny punkt widzenia...
Nie mogłam przestać fotografować. Jakbym mieszkała gdzieś w pobliżu to pewnie i tysiąc razy wracałabym tutaj i fotografowała te same miejsca na różne sposoby.
|
Przepiękny górzysty krajobraz z lśniącymi nad taflą morza promieniami słońca |
|
Pofałdowane zbocza z typowym śródziemnomorskim makia |
|
Zerodowane zbocze góry w Pisuri widzianej ze szlaku Genesis Aphrodite |
|
Sosny Pinus Brutia na krawędzi wzgórza |
|
Henri wędrujący na szlaku |
|
Wciąż idziemy w kierunku słońca... aby do krawędzi klifu... |
|
Kolejne ujęcie ze szlaku |
|
Kolejny raz pod górę... |
|
Droga się jakby nigdy nie kończy... ale to sama pryjemność nią wędrować! Piękny śródziemnomorski krajobraz - makia |
Kontynuowaliśmy naszą wędrówkę w kierunku południowo-zachodnim (wciąż jeszcze wyznaczonym szlakiem pieszym). Po drodze mijaliśmy kilka konstrukcji starych budynków, misternie układanych z kamieni.
|
Coraz bliżej krawędzi płaskowyżu... Wędrówka ścieżką poprzez suche zarośla (frygana) |
Nad głową, zupełnie nisko przeleciał samolot - jak się później dowiedziałam w pobliżu Pissouri zawracają samoloty, aby wylądować na lotnisku w Paphos i dlatego przelatują one tutaj dość nisko.
W końcu doszliśmy do krawędzi wzgórza i pojawiły się morskie krajobrazy. Patrząc w dół na urwisko co chwila wydawaliśmy z siebie dźwięki "oh", "ah" i "wow". Niesamowite widoki... Ta wysokość, urwiska, zsunięte głazy, usypane kamienie, ciekawe formacje skalne... Człowiek czuje się taki malutki w odniesieniu do tego wszystkiego...
|
Niesamowite wapienne formacje skalne na zboczu płaskowyżu |
A w oddali mieni się pięknie, czyste lazurowe morze i widać najwyższy na Cyprze klif - Cape Aspro. Na drugi dzień mieliśmy zaplanowany trekking właśnie tym klifem i zejście z samego jego szczytu do Pissouri Bay. Robi wrażenie, gdy się na to patrzy i wyobrazi to sobie taki spacer samym jego szczytem.
|
Ciekawe czy na tej półce skalnej stawano aby zrobić sobie zdjęcia gdy jeszcze wisiała w powietrzu?! |
|
Płaskowyż Trachonas z Przylądkiem Pissouri (Cape Aspro, gr. Akrotirion Aspron) |
|
Biały kredowy klif Cape Aspro w świetle zachodzącego słońca |
Słońce było już naprawdę coraz niżej, już teraz wydawało mi się, że zaraz słońce zajdzie i powrót będziemy mieli w zupełnej ciemności. Została nam prawie taka sama droga do przejścia z powrotem. No cóż... jedno dobre, że ścieżki tutaj są szerokie i raczej nie kłopotliwe do odnalezienia więc i w ciemności powinno się iść spokojnie (naszym wybranym szlakiem).
|
Szukając geocache |
Póki co teraz jest najpiękniejsze światło więc koniecznie musiałam porobić trochę więcej zdjęć 😄
Tak jak zazwyczaj ja się za nas podpisywałam do logbooków w znalezionych keszach to tym razem, od razu dawałam kesza Henriemu, abym sama mogła wykorzystać ten moment na zrobienie jeszcze kilku zdjęć.
|
Macierzanka główkowata (dziki tymianek) - Thymus capitatus |
Widoki zachodzącego słońca są tutaj wspaniałe! Niektórzy nawet twierdzą, że najpiękniejsze na Cyprze. Już dawno takich nie widzieliśmy, ponieważ w Limassol słońce zachodzi za budynkami...
|
Zachód słońca nad gajem drzewek świętojańskich |
W drodze powrotnej szliśmy dość żwawo, ponieważ chcieliśmy już jak najszybciej stamtąd wyjść, aby noc nas tutaj nie zastała. Zdziwiliśmy się, ponieważ spotkaliśmy jedną parę z dzieckiem idącą w kierunku zachodzącego słońca.
|
Księżyc już mówi dobranoc! |
Tym razem po dotarciu w okolice farmy, na rozwidleniu dróg nie skręciliśmy w lewą stronę, aby wrócić tą samą drogą, a kontynuowaliśmy naszą drogę dalej szlakiem Genesis, która wiodła przez mały lasek. Szkoda, że od tej strony nie zaczęliśmy naszego spaceru. W tym lasku spotkaliśmy mamę z dwojgiem dzieci bawiących się na rowerach - aż przypomniało mi się moje dzieciństwo i to jak chodziliśmy do pobliskiego lasu na spacery i już po ciemku wracaliśmy do domu.
Po wyjściu z lasku znaleźliśmy tablicę informacyjną na temat szlaku - czyli tu jest jego początek.
Dalej z zaskoczeniem przyglądaliśmy się jaki piękny park zabaw jest tutaj stworzony dla dzieci.
W ogóle cała ta droga, ale i generalnie cała wioska Pissouri dała nam wrażenie bardzo zadbanego i czystego.
Wieczór w Pissouri
Wróciliśmy do wioski. Mieliśmy zaplanowaną kolację w tawernie, ale zanim gdzieś pójdziemy, chcieliśmy chwilę odpocząć. Usiedliśmy na balkonie i rozkoszowaliśmy się spokojem tej wioski. Po krótkim prysznicu wyszliśmy ponownie do centrum miasteczka. Zanim wybraliśmy sobie tawernę, w której mieliśmy zjeść, podeszliśmy jeszcze do punktu widokowego.
Sprawdziliśmy kilka polecanych w internecie miejsc, ale w końcu zdecydowaliśmy się, aby wrócić na sam główny plac, ponieważ tam życie wciąż tętniło i było chyba najbardziej klimatycznie. Usieliśmy przy jednym ze stolików w O'Vrakas Taverna i za chwilę zostaliśmy obsłużeni. Dobrze, że nie ociągaliśmy się z wyjściem z apartamentu, bo jak się okazało kuchnie tutaj zamykają o 22, a nie tak jak jesteśmy przyzwyczajeni w Limassol o 23 czy 23.30. Po całym dniu przeżyć zdecydowałam się na piwo i smakowało jak nigdy! Już nie pamiętam, kiedy po raz ostatni piłam piwo, ale tego dnia miałam na nie zwyczajnie ochotę. Jedzenie nam smakowało, a obsługa była bardzo miła i pomocna. Na pewno jeszcze nie raz tutaj wrócimy!
|
Jak zawsze po naszych wędrówkach - zmęczony ale jakże szczęśliwy! |
Nie zostaliśmy jednak długo, ponieważ na drugi dzień pobudka była zaplanowana już na 5.30 rano, aby ruszyć i dalej odkrywać ten piękny zakątek Cypru.
Po dzisiejszym dniu Henri zakochał się w Pissouri jeszcze bardziej i jeszcze bardziej chciałby tu kiedyś mieszkać! Nie spodziewaliśmy się, że następnego dnia może być jeszcze piękniej - ale jak było przekonacie się w następnym poście o naszych wędrówkach w Pissouri.
Tego dnia zrobiliśmy 12km w 4,5h - czas poruszania się to jednak 3,5 godziny z prędkością 3,4km/h.
Zdjęcia zrobione podczas tego trekkingu wykonałam częściowo lustrzanką Canona (z obiektywem 55-250mm) a częściowo telefonem (ze względu na brak szerokiego obiektywu). Ostatni rok miałam przerwę w fotografowaniu w ogóle, ze względu na problem z zanikiem mięsnia w prawym ramieniu i dopiero powoli wracam do fotografowania aparatem.
Jest również jeszcze tak wiele czego muszę się nauczyć o fotografii krajobrazu a szczególnie o fotografowaniu w drodze! Nie potrafię jeszcze oddać całego piękna danego miejsca tak jak je widzę na miejscu! Mam nadzieję, że mimo wszystko mogliście poczuć jak tu jest pięknie i magicznie. A jeśli mi nie wierzysz to nie pozostaje Ci nic innego jak przekonać sie na własne oczy 😉
Zachęciłam Ciebie do odwiedzenie tageo miejsca?
A może już tu byliście i masz jakieś swoje spostrzeżenia?
Zachęcam do podzielenia się w komentarzach.
Źródła
Zainspiruj!
@2019 by Ewelina Kur (Vienewi). All rights reserved.
0 comments:
Prześlij komentarz